 |
ASG grupa Michalin i okolice Forum ziooomków z okolic co sobie lubią postrzelać
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chochol
Ojciec Założyciel

Dołączył: 05 Cze 2006
Posty: 2022
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Michalin of course
|
Wysłany: Sob 18:05, 12 Lip 2008 Temat postu: Trochę dzika strzelanka |
|
|
Temacika jedynie zakładam, mam jeszcze zaległą aktualizację profili po Laskowej strzelance.
Mimo ogólnego zamieszania ze zmianami sajtów lądowanie na Mieni uważam za bardzo udane. Szkoda, że niektórych tak łatwo zniechęcał upał/pokrzywy/rzeka, ale i tak było wypierdowo. A może to kwestia jednego weekendu przerwy od strzelania w moim wydaniu Aż akcyj kilka opiszę, ale to dopiero niebawem.
Grunwald trzeba będzie częściej zagrać.
"Gdzie te nagie emczwórki?!?"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przywrócony_id:(121)
Forumowy Zolnierz
Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:01, 13 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Jak mnie złapie natchnienie to napisze :p ale było po kozaku
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Chochol
Ojciec Założyciel

Dołączył: 05 Cze 2006
Posty: 2022
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Michalin of course
|
Wysłany: Nie 17:33, 13 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
No to teraz mam chwilkę - więc po kolei:
Zbiórka była na Dęby, ale zanim wsiadłem w auto wiedziałem już, że sajt zamalarzowany. Pojechałem więc na Psychola. A tam też nasi już byli, ale też zajęte przez inną ekipę bezlimitową. Szybka narada i przerzutka na Mienię. Nie byłem specjalnie przekonany do własnego pomysłu, ale to jedyny sajt nie grany niedawno, a w pobliżu był.
Koniec końców trochę luda było, 9 osób chyba na początku.
Podzieliliśmy się na składy 4 vs 5 i zagraliśmy pół-flagi. Jeden team broni flagi, drugi naciera. I tu już pierwsza fajna sprawa, a mianowicie:
1. Wróg nas przeczekuje. Drużyna rozstawiona po krzakach wokół flagi. Nikogo właściwie nie widać. Czas płynie, a z lasu ani trzask nie dobiega. Po dłuższej chwili zaczynam się martwić - zaraz komuś się zacznie nudzić, zaczną się pogadanki, śmiechy i wtedy leżymy. Ale jak się okazało drużyna mile mnie zaskoczyła swoim zdyscyplinowaniem. Jednymi dźwiękami pozostały szmer strumienia i śpiew ptaszyny. No i po jakimś czasie, żeby przypieczetować pointę słychać Romana krzyczącego "od tyłu!", pół sekundy później strzał z shota i seria z jakiegoś automatu - wróg krzyczy "dostałem!". świetne zgranie
Po kilku rundach przybyło więcej luda i powstały następujące składzicha:
Team 1:
1. Wiśnia
2. Erixon
3. Urban
4. Roman
5. Elvis
6. Oldziak
7. Michał
8. Chochoł
Team 2:
1. Roddy
2. Niczy
3. Kowal
4. Młody
5. Jaco
6. Seba
7. Piana
Graliśmy standardowe dwie flagi. Kilka ładnych rundek, dużo się wszyscy nabiegali. Dużo wypierdzistych akcyj było, co i raz ktoś opowiadał co mu się przytrafiło. Wiśnia lądował wbrew zamierzeniom w błocie po kolana, kogoś żaby prześladowały itd.
2. Mnie najbardziej się podobała solówka w moim wykonaniu. Zaczynaliśmy od Dębu. Ruszyłem w towarzystwie Erixona i Wiśni wzdłuż ścieżki, nad rzeczką. Ja w maskujących barwach szedłem jakieś 5 metrów przed chłopakami (w niemaskujących strojach) co w ogóle jest chyba sprytnym systemem, bo wróg widzi najpierw tych dalej i włazi zamaskowanemu pod nogi. Przysiadaliśmy co parę metrów i nasłuchiwaliśmy. Pierwszy pod lufę wszedł Niczy niczego się nie spodziewając. Następnie jakoś tak wyszło, że się pod Młodego czającego się na górce jakiejś podczołgałem. Wyłoniłem się tuż przed nim, zdziwiony jedynie odrobinę mniej niż on Ruszyłem dalej - do kładki i na drugą stronę - tu mi się obstawa zgubiła. Rozkminiałem czy w dziurze przy pniu ktoś będzie pilnował przejścia tego z kłód blisko flagi, ale nie zdążyłem przemyśleć sprawy, bo tel zadzwonił. Odbieram - gadam sobie, a tu leci na mnie Roddy z piekła roddem ze swoim piekielnym AK. Schylam się, biegnę w zagajnik nie przerywając rozmowy, kulki świszczą nad głową. Skitrałem się w sosenkach, dokończyłem rozmowę. Roddy gdzieś znikł. Podczołgałem się do przeprawy na tyłach flagi wroga, przekicnąłem, ścieżką się czołgam, a tu nagle tuż obok, tyle, że za rzeką zza drzewa Roddy się wyłania. Padam na ścieżkę, zasłaniają mnie tylko jakieś chwasty. A strażnik na drugim brzegu chyba wyniuchał plan z tylna kładką bo bacznie obserwuje ścieżkę. Tkwiłem tam chwilę nie mogąc się ruszyć i przejmując tym, że zaraz na pewno ktoś spod flagi przyjdzie zobaczyć, czy nic na tyłach się nie dzieje. Na szczęście Roddy już po jakimś czasie zaczął się nudzić, rozglądać na boki, w końcu ruszył gdzieś dalej patrolować drugi brzeg.
I tu zaczęła się zabawa dopiero. Przeskoczyłem na drugą stronę ścieżki i wzdłuż skarpy podczołgałem się na jakieś 7 - 8 metrów od flagi. Czaiłem się tam dość długo. Ciągle było za dużo wrogów a moi jakoś nie nacierali. Gorzej, że Niczy się pojawił. Słyszałem rozmowy - Roddy chyba mnie wydał - zaczęli gadać, że "Chochoł jest gdzieś tam" wskazując tyły. Ja tym czasem leżałem im niemal pod nogami. Nagle Niczy ruszył ścieżką w moją stronę. Nerwowo, a zarazem jak najdelikatniej podniosłem shota. Niczy przeszedł tuż obok mnie. Nie strzeliłem. Za duże ryzyko, Jaco za gaziakiem tuż obok. Niczy rozglądając się poszedł dalej. Zastanawiałem się, czy już atakować, ale nie uśmiechał mi się Niczy na plecach podczas ataku na flagę. Poczekałem jeszcze trochę. Niczy wrócił, znów coś gadali i tym razem Jaco poszedł na tyły, tuż nade mną przechodząc. Po chwili Niczy ruszył za nim. Przycelowałem - strzał w żebra. I tu mega szacun dla Niczego - wszyscy powinni brać z niego przykład - poczuł kulkę, nic nie powiedział, podniósł ręce i poszedł do re5pa. Dzięki temu, że Jaco nie skumał od razu co się stało mogłem się przenieść pod ich flagę i dopiero spod niej go ustrzelić. niestety zdążył narobić rabanu i Roddy zaczął młócić po drzewie za którym stałem. Tak czy siak musiałem uciekać zanim ktoś się zre5pawnuje. W przerwie między seriami skoczyłem po flagę i w długą. Mega sprint, wyplułem płuca w połowie lasu między flagami, potykałem się - po prostu wypas masakryczny bieg. Dobiegłem z flagą do naszej bazy - i co? Wszyscy nasi właściwie tam byli na obronie Cudowne uczucie samemu przynieść flagę - polecam gorąco każdemu.
3. Dobrze wspominam też moment kiedy Roddy patrolował w jakiejś innej rundce okolice pod swoją flagą i niemal mnie nie nadepnął Szepnąłem tylko "Roddy - nie żyjesz". Silent kill'e są bardzo dobrze wpływające na morale Też polecam.
No i dobra - styknie na razie tych akcji;
Po flagach poszliśmy kawałek dalej wzdłuż Mieni na obronę cypla. Niestety wtedy morale upadło wielu osobom i graliśmy ledwie w kilku. Co nie zmieniło postaci rzeczy, że bawiłem się niekiepsko, a co też niezłe - dało się przekonać nawet kilka osób do biegania po rzece Akcyje z cypla potem spiszę.
Na koniec po cyplowaniu dla obudzenia zaśniętych i zrobienia na koniec jeszcze trochę wysiłkowego grania zrobiliśmy Grunwald. Duuuża, dłua łąka. Teamy naprzeciw siebie. Niemcy w słońcu of kors Na start wszyscy z okrzykiem wojennym ruszają na siebie. Z opisu nie brzmi dobrze, ale o dziwo grało się to świetnie
Dobra - rozpisałem się - teraz Wasza kolej. Wysilcie trochę paluszki przy klawiaturach. Chcę widzieć same uśmiechnięte buzi!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
urban- Pastafarians Unite
Starszy Sierżant

Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: bakłażan
|
Wysłany: Nie 23:39, 13 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Jużem dawno żadnej relacji nie spisał, więc może teraz coś machnę
Wyjątkowo mizernie mi się grało, a to dla tego, że bez mojej Beretty czuję się jak bez ręki. Dlatego też, moja gra ograniczała się do biegania na około, odciągania wroga, podsuwania wrogów pod Romanowy celownik, bądź też straszenia ich mrożącymi krew w żyłach okrzykami i strzałami z szota.
Przez całą strzelankę prześladowały mnie żaby. Diabelne stworzenia pojawiały się wszędzie tam gdzie ja. Musi co, jakaś konspiracja.
Z akcji pamiętam tylko, jak z Romanem i jeszcze jedną osobą wyruszyliśmy na terytorium wroga. Po drodze Romuald coś usłyszał więc stanęliśmy i czekaliśmy na zbliżającego się przeciwnika. Przez około minutę powstrzymywałem się od wybuchnięcia rubasznym rechotem, wysłuchując historii Piany o stosunku jego kobiety do pajęczyn. Skończyło się na tym, że musiałem zabić i jego i Młodego
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|